Wstała,założyła buty i poszła w zamierzane miejsce. Gdy zbliżała się do kafejki zaczęła mieć brzuch pełen motyli,a w głowie pełno myśli o co go zapyta,czy w ogóle on tam będzie. Zdała też sobie sprawę,że może idzie tam na darmo ale "gra warta świeczki",powiedziała w myślach.
Otworzyła drzwi mówiąc do Pani za ladą ,a także do większości starszyzny "dzień dobry". Odwróciła głowę w stronę miejsca dla palaczy, wchodząc tam mimowolnie. Jest. Jest tam powiedziała po cichu. W myślach zaplanowała co powie i podeszła do mężczyzny tamując w głosie zdenerwowanie.
-Hey,przepraszam ale czy masz może zapalniczkę?-zapytała z uśmiechem wiedząc,że ją zapamiętał.
-Hey,tak,proszę-powiedział ukazując swoje białe zęby.
-Dziękuje...-pokonując kamień w gardle, wiedziała, że drugiej szansy nie będzie i mówiąc sobie w myślach "dawaj!nie wygłupiaj się,po co tu przyszłaś?!", przedstawiła się.
-Clary- powiedziałam podając mu rękę.
-Dan,miło mi-powiedział,podając jej swoją dłoń. Miał dużą siłę w ręce co nie zaskoczyło Clary po mimo tego,że nie miał odsłoniętych mięśni tylko zwykłą białą koszulkę na długi rękaw z odpinanymi u góry trzema guzikami i dżinsy zwężane u dołu. Jego włosy były "artystycznym nieładem", jak to nazywała Clary. Miał styl i to też jej się podobało.
-Usiądziesz?-pokazał na stolik obok nich.
-Chętnie.-usiadła i zapaliła papierosa oddając mu zapalniczkę.
-Skąd jesteś?-zapytał patrząc się w jej oczy.
-Stąd...a co, nie wyglądam?-zapytała, pesząc się lekko.
-Większość osób stąd nie ma tak pięknej urody. No chyba ,że Pani McClessy. Jej jakże perłowe włosy i szczero - srebrny chodzik nie jednemu mężczyźnie zawróciły by w głowie.- Na jego żart,a zarazem komplement Clary pokazała swój uśmiech, powstrzymując śmiech jedną z rąk.
-Dziękuje...a, Pani McClessy jest moją sąsiadką i o ile mi wiadomo ma osiemdziesiąt pięć lat...a ty,skąd jesteś?-zapytała po czym zaciągnęła się papierosem.
-Z Nowego Orleanu. Kiedy miałem osiem lat rodzice przeprowadzili się do Anglii z powodu pracy,a ja,mały chłopiec byłem uwielbiany przez tutejszą starszyznę. Rodzice pracowali w Londynie ale nie chcąc bym moje kolejne lata spędził w czterech ścianach. Przez ogrom miasta postanowili tu się przeprowadzić i jak sądzą do teraz,była to słuszna decyzja.
-Amerykanin.Nie było Ci trudno nauczyć się tutejszego akcentu i wymowy?
-Trochę ale sobie poradziłem,wyglądam na Amerykanina?
-Nie,a twój akcent jest świetny.W życiu nie powiedziała bym,że pochodzisz z tego kraju.-pocieszyła go uśmiechając się miło do niego co on odwzajemnił tym samym.
-Masz ochotę na kawę?-zapytał na co ona z wielką ochota powiedziała by tak ale nie chce by za nią płacił jednak zagapiła się na przejeżdżające auto nie zwracając uwagi na to co mówi.
-Tak...znaczy nie,nie mam ochoty-powiedziała plącząc się w swoich własnych słowach.
-Naprawdę nalegam,ja stawiam.
-Nie lubię jak ktoś mi stawia.To miłe ale nie dziękuje.
-Ja za to nie lubię jak ktoś mi odmawia-wstał i uśmiechnął się do niej uroczo.-Latte czy cappuccino?
-Latte-powiedziała,przewracając oczy z uśmiechem na twarzy.-Dziękuje.-Chłopak poszedł w stronę baru by zmówić napój,a w ten czas Clary miała głowę w myślach.Zadawała sobie wiele pytań na które sama sobie odpowiadała.Wiedziała też,że musi o tym co się dowiedziała od Dana,powiedzieć Anabeth.Po namysłach odwróciła się by zobaczyć dlaczego chłopak jest tak długo przy barze.Rozmawiał z Panią która nalewała kawę z ekspresu lecz kiedy dała mu napój oni jeszcze chwile rozmawiali śmiejąc się,a Pani ciągle spoglądała na Clary co było dla niej dziwne.
-Co tak długi?-zapytała kiedy Dan usiadł na miejsce.
-Gadałem z Panią,która miała chyba pięćdziesiątkę i uważała,że jesteśmy parą.Wytłumaczyłem jej,że dopiero się poznaliśmy i na razie jesteśmy tylko znajomymi gdzie ja stawiam Ci z sympatii kawę.-powiedział patrząc się w popielniczkę lecz jednak na jego twarzy narastał uśmiech.
-Było się tego spodziewać po tej Pani.Bardzo mnie lubi.Nie tylko dlatego,że często kupuje kawę ale i moja mama była z nią zaprzyjaźniona.Ona wie,że gdybym miała chłopaka to bym jej o tym powiedziała lecz jednak ma swoje lata i często woli wierzyć oczom,a nie samym ludziom.
-Była bardzo miła...a teraz twoja mama...-powiedział lecz usłyszał dzwonek dochodzący z telefonu Clary.
-Przepraszam-powiedziała i odebrała telefon.Była to Anabeth.Pytała się czy ma klucze bo wychodzi na zakupy.
-Tak mam,pa-powiedziała odkładając telefon od ucha.
-To była moja przyjaciółka...a ojej.Jaka to już godzina.Już muszę zmykać.Naprawdę dziękuje za kawę i za miłą rozmowę.Mam też nadzieje,że to nie ostatnie nasze spotkanie.-powiedziała wstając z miejsca i biorąc ze sobą pół pełny kubek latte.Dan tym samym też stał.
-Też mam taką nadzieję ale może dała byś się zaprosić do parku.Jutro.
-Jutro.Dobrze.O której?
-Szósta?
-Dobrze.-powiedziała śmiejąc się pod nosem.Jeszcze nikomu nie zależało na spotkaniu się z nią tak jak jemu.Speszyła się.Zaczęła podążać do wyjść słysząc tylko bicie swojego serca.Nie wiedziała,że to spotkanie będzie aż tak interesując,a on tak czarujący.
Gdy była w środku drogi do domu uświadomiła sobie,że musi się ubrać w coś ładnego dlatego postanowiła podejść na pobliski przystanek i pojechać w poszukiwaniu ciuchu który by mogła ubrać na coś niby,że nie specjalnego lecz jednak dla niej bardzo.Gdy kupiła bilet i przejechała kilkanaście przystanków zobaczyła sklep w którym mogłaby sobie coś znaleźć.Poszukiwania zajęły jej godzinę.Było dużo ładnych rzeczy lecz ona wybrała tylko piękną letnią sukienkę i sandałki.Po wyjściu ze sklepu postanowiła się jeszcze przejść tym samym wstępując do kawiarni.Po zjedzeniu ciastka poszła na autobus i wróciła do domu.
Zdjęła buty i powędrowała do swoje pokoju.Usiadła na łóżko czując,że jej nogi odmawiają posłuszeństwa.Poczuła dużą i nieuzasadnioną ochotę na popatrzenie w ekran telefonu.Wzięła do ręki urządzenie i nacisnęła środkowy przycisk.Dobrze,że to zrobiła,ponieważ nie wiedziała,że została jej tylko godzina na umalowanie się i założenia kreacji.Po minucie jednak uświadomiła sobie,że to jest aż godzina.
Minęło dopiero około pół godziny,a ona już była gotowa więc poszła do dużego pokoju by pooglądać telewizje.Gdy oglądała wiadomości zobaczyła obecną godzinę.Tym samym bijąc się w czoło.Nie było w pół do szóstej tylko czwarta.Po poszukiwaniach jakiegoś ciekawego kanału wyłączyła telewizor i poszła spać.
Usłyszała dźwięk otwierających się drzwi.To była Anabeth, która podeszła do niej uśmiechając się.
-Hey,spałaś?-zapytała siadając na kanapę-masz nową sukienkę?
-Tak.Która jest godzina?-zapytała gwałtownie wstając.
-Z dwadzieścia szósta.
-Cholera,muszę się szybko odświeżyć bo na szóstą jestem umówiona z Danem w parku.-powiedziałam wstając z kanapy.
-Stop,poczekaj,kto to Dan?-tym samym Anabeth złapała Clary za rękę zatrzymując ją.
-Chłopak o którym Ci opowiadałam.To z nim przesiedziałam godzinę lub nawet więcej dziś w kawiarni.
-To super,do tego jeszcze randka w parku.
-To nie jest randka-powiedziała śmiejąc się i próbując wyplątać z uścisku.
-No dobra dobra,idź-z uśmiechem na twarzy puściła przyjaciółkę czując się dumna,że Clary będzie miała chyba randkę.Pobiegła do łazienki poprawić makijaż,wzięła z szafy tylko czarną,małą torebkę na ramię,telefon,klucze i zeszła ubrać buty.Pożegnała przyjaciółkę i wyszła podążając w stronę parku.Myślała o wielu rzeczach.O tym czy to było słuszne posunięcie.Czy to dobrze,że mu zaufała.Co tam będą robić.Co ma odpowiedzieć, kiedy zaproponuje jej by do niego przyszła.Z zadawania sobie różnorodnych pytań wytrącił ją dźwięk dzwoniącego telefonu.Był to Dan,a ona bez zawahania odebrała.
-Tak,słucham.
-Hey,gdzie jesteś?
-Prawie przed bramą parku.
-To kiedy dojdziesz do bramy,poczekaj tam na mnie,dobrze? Mam dla ciebie niespodziankę.- gdy to powiedział wyobraziła sobie jego uśmiech,a do jej brzucha wleciało stado motyli.
-Dobrze,pa-zaśmiała się i rozłączyła.Wiedziała,że dłużej nie mogła by opanowywać załamanego głosu.
Gdy doszła do bramy rozglądnęła się czy gdzieś w pobliżu nie ma bruneta.