piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział trzeci : Gra warta świeczki

   Wstała,założyła buty i poszła w zamierzane miejsce. Gdy zbliżała się do kafejki zaczęła mieć brzuch pełen motyli,a w głowie pełno myśli o co go zapyta,czy w ogóle on tam będzie. Zdała też sobie sprawę,że może idzie tam na darmo ale "gra warta świeczki",powiedziała w myślach.
   Otworzyła drzwi mówiąc do Pani za ladą ,a także do większości starszyzny "dzień dobry". Odwróciła głowę w stronę miejsca dla palaczy, wchodząc tam mimowolnie. Jest. Jest tam powiedziała po cichu. W myślach zaplanowała co powie i podeszła do mężczyzny tamując w głosie zdenerwowanie.
-Hey,przepraszam ale czy masz może zapalniczkę?-zapytała z uśmiechem wiedząc,że ją zapamiętał.
-Hey,tak,proszę-powiedział ukazując swoje białe zęby.
-Dziękuje...-pokonując kamień w gardle, wiedziała, że drugiej szansy nie będzie i mówiąc sobie w myślach "dawaj!nie wygłupiaj się,po co tu przyszłaś?!", przedstawiła się.
-Clary- powiedziałam podając mu rękę.
-Dan,miło mi-powiedział,podając jej swoją dłoń. Miał dużą siłę w ręce co nie zaskoczyło Clary po mimo tego,że nie miał odsłoniętych mięśni tylko zwykłą białą koszulkę na długi rękaw z odpinanymi u góry trzema guzikami i dżinsy zwężane u dołu. Jego włosy były "artystycznym nieładem", jak to nazywała Clary. Miał styl i to też jej się podobało.
-Usiądziesz?-pokazał na stolik obok nich.
-Chętnie.-usiadła i zapaliła papierosa oddając mu zapalniczkę.
-Skąd jesteś?-zapytał patrząc się w jej oczy.
-Stąd...a co, nie wyglądam?-zapytała, pesząc się lekko.
-Większość osób stąd nie ma tak pięknej urody. No chyba ,że Pani McClessy. Jej jakże perłowe włosy i szczero - srebrny chodzik nie jednemu mężczyźnie zawróciły by w głowie.- Na jego żart,a zarazem komplement Clary pokazała swój uśmiech,  powstrzymując śmiech jedną z rąk.
-Dziękuje...a, Pani McClessy jest moją sąsiadką i o ile mi wiadomo ma osiemdziesiąt pięć lat...a ty,skąd jesteś?-zapytała po czym zaciągnęła się papierosem.
-Z Nowego Orleanu. Kiedy miałem osiem lat rodzice przeprowadzili się do Anglii z powodu pracy,a ja,mały chłopiec byłem uwielbiany przez tutejszą starszyznę. Rodzice pracowali w Londynie ale nie chcąc bym moje kolejne lata spędził w czterech ścianach. Przez ogrom miasta postanowili tu się przeprowadzić i jak sądzą do teraz,była to słuszna decyzja.
-Amerykanin.Nie było Ci trudno nauczyć się tutejszego akcentu i wymowy?
-Trochę ale sobie poradziłem,wyglądam na Amerykanina?
-Nie,a twój akcent jest świetny.W życiu nie powiedziała bym,że pochodzisz z tego kraju.-pocieszyła go uśmiechając się miło do niego co on odwzajemnił tym samym.
-Masz ochotę na kawę?-zapytał na co ona z wielką ochota powiedziała by tak ale nie chce by za nią płacił jednak zagapiła się na przejeżdżające auto nie zwracając uwagi na to co mówi.
-Tak...znaczy nie,nie mam ochoty-powiedziała plącząc się w swoich własnych słowach.
-Naprawdę nalegam,ja stawiam.
-Nie lubię jak ktoś mi stawia.To miłe ale nie dziękuje.
-Ja za to nie lubię jak ktoś mi odmawia-wstał i uśmiechnął się do niej uroczo.-Latte czy cappuccino?
-Latte-powiedziała,przewracając oczy z uśmiechem na twarzy.-Dziękuje.-Chłopak poszedł w stronę baru by zmówić napój,a w ten czas Clary miała głowę w myślach.Zadawała sobie wiele pytań na które sama sobie odpowiadała.Wiedziała też,że musi o tym co się dowiedziała od Dana,powiedzieć Anabeth.Po namysłach odwróciła się by zobaczyć dlaczego chłopak jest tak długo przy barze.Rozmawiał z Panią która nalewała kawę z ekspresu lecz kiedy dała mu napój oni jeszcze chwile rozmawiali śmiejąc się,a Pani ciągle spoglądała na Clary co było dla niej dziwne.
-Co tak długi?-zapytała kiedy Dan usiadł na miejsce.
-Gadałem z Panią,która miała chyba pięćdziesiątkę i uważała,że jesteśmy parą.Wytłumaczyłem jej,że dopiero się poznaliśmy i na razie jesteśmy tylko znajomymi gdzie ja stawiam Ci z sympatii kawę.-powiedział patrząc się w popielniczkę lecz jednak na jego twarzy narastał uśmiech.
-Było się tego spodziewać po tej Pani.Bardzo mnie lubi.Nie tylko dlatego,że często kupuje kawę ale i moja mama była z nią zaprzyjaźniona.Ona wie,że gdybym miała chłopaka to bym jej o tym powiedziała lecz jednak ma swoje lata i często woli wierzyć oczom,a nie samym ludziom.
-Była bardzo miła...a teraz twoja mama...-powiedział lecz usłyszał dzwonek dochodzący z telefonu Clary.
-Przepraszam-powiedziała i odebrała telefon.Była to Anabeth.Pytała się czy ma klucze bo wychodzi na zakupy.
-Tak mam,pa-powiedziała odkładając telefon od ucha.
-To była moja przyjaciółka...a ojej.Jaka to już godzina.Już muszę zmykać.Naprawdę dziękuje za kawę i za miłą rozmowę.Mam też nadzieje,że to nie ostatnie nasze spotkanie.-powiedziała wstając z miejsca i biorąc ze sobą pół pełny kubek latte.Dan tym samym też stał.
-Też mam taką nadzieję ale może dała byś się zaprosić do parku.Jutro.
-Jutro.Dobrze.O której?
-Szósta?
-Dobrze.-powiedziała śmiejąc się pod nosem.Jeszcze nikomu nie zależało na spotkaniu się z nią tak jak jemu.Speszyła się.Zaczęła podążać do wyjść słysząc tylko bicie swojego serca.Nie wiedziała,że to spotkanie będzie aż tak interesując,a on tak czarujący.
   Gdy była w środku drogi do domu uświadomiła sobie,że musi się ubrać w coś ładnego dlatego postanowiła podejść na pobliski przystanek i pojechać w poszukiwaniu ciuchu który by mogła ubrać na coś niby,że nie specjalnego lecz jednak dla niej bardzo.Gdy kupiła bilet i przejechała kilkanaście przystanków zobaczyła sklep w którym mogłaby sobie coś znaleźć.Poszukiwania zajęły jej godzinę.Było dużo ładnych rzeczy lecz ona wybrała tylko piękną letnią sukienkę i sandałki.Po wyjściu ze sklepu postanowiła się jeszcze przejść tym samym wstępując do kawiarni.Po zjedzeniu ciastka poszła na autobus i wróciła do domu.
   Zdjęła buty i powędrowała do swoje pokoju.Usiadła na łóżko czując,że jej nogi odmawiają posłuszeństwa.Poczuła dużą i nieuzasadnioną ochotę na popatrzenie w ekran telefonu.Wzięła do ręki urządzenie i nacisnęła środkowy przycisk.Dobrze,że to zrobiła,ponieważ nie wiedziała,że została jej tylko godzina na umalowanie się i założenia kreacji.Po minucie jednak uświadomiła sobie,że to jest aż godzina.
   Minęło dopiero około pół godziny,a ona już była gotowa więc poszła do dużego pokoju by pooglądać telewizje.Gdy oglądała wiadomości zobaczyła obecną godzinę.Tym samym bijąc się w czoło.Nie było w pół do szóstej tylko czwarta.Po poszukiwaniach jakiegoś ciekawego kanału wyłączyła telewizor i poszła spać.
   Usłyszała dźwięk otwierających się drzwi.To była Anabeth, która podeszła do niej uśmiechając się.
-Hey,spałaś?-zapytała siadając na kanapę-masz nową sukienkę?
-Tak.Która jest godzina?-zapytała gwałtownie wstając.
-Z dwadzieścia szósta.
-Cholera,muszę się szybko odświeżyć bo na szóstą jestem umówiona z Danem w parku.-powiedziałam wstając z kanapy.
-Stop,poczekaj,kto to Dan?-tym samym Anabeth złapała Clary za rękę zatrzymując ją.
-Chłopak o którym Ci opowiadałam.To z nim przesiedziałam godzinę lub nawet więcej dziś w kawiarni.
-To super,do tego jeszcze randka w parku.
-To nie jest randka-powiedziała śmiejąc się i próbując wyplątać z uścisku.
-No dobra dobra,idź-z uśmiechem na twarzy puściła przyjaciółkę czując się dumna,że Clary będzie miała chyba randkę.Pobiegła do łazienki poprawić makijaż,wzięła z szafy tylko czarną,małą torebkę na ramię,telefon,klucze i zeszła ubrać buty.Pożegnała przyjaciółkę i wyszła podążając w stronę parku.Myślała o wielu rzeczach.O tym czy to było słuszne posunięcie.Czy to dobrze,że mu zaufała.Co tam będą robić.Co ma odpowiedzieć, kiedy zaproponuje jej by do niego przyszła.Z zadawania sobie różnorodnych pytań wytrącił ją dźwięk dzwoniącego telefonu.Był to Dan,a ona bez zawahania odebrała.
-Tak,słucham.
-Hey,gdzie jesteś?
-Prawie przed bramą parku.
-To kiedy dojdziesz do bramy,poczekaj tam na mnie,dobrze? Mam dla ciebie niespodziankę.- gdy to powiedział wyobraziła sobie jego uśmiech,a do jej brzucha wleciało stado motyli.
-Dobrze,pa-zaśmiała się i rozłączyła.Wiedziała,że dłużej nie mogła by opanowywać załamanego głosu.
   Gdy doszła do bramy rozglądnęła się czy gdzieś w pobliżu nie ma bruneta.

piątek, 7 lutego 2014

Rozdział drugi : Miłość od pierwszego wejrzenia

   Kiedy zobaczyła w jego oczach coś wyjątkowego,zaniepokoiło to ją,nie lubiła się zakochiwać po przeżyciach związanych z ex.  Miała nadzieje,że jej przeczucie dotyczące kolejnego spotkania z brunetem nie jest trafne.
-Dziękuje-powiedział patrząc się w jej oczy po czym odszedł w stronę swojego stolika. Clary przypomniała sobie ich zderzenie spojrzeniami i dostała motyle w brzuchu. Szybko zamknęła oczy. Chciała jak najszybciej zapomnieć o sytuacji z "niewinną zapalniczką". Odwróciła się w stronę wejścia do kafejki i żwawym ruchem podeszła do baru by zapytać się o swoje latte. Odetchnęła z ulgą słysząc,że jej kawa jest gotowa . Wzięła kubek i wyszła zapominając serdeczne "do widzenia". Myślała,że jak co weekend,wypije sobie spokojnie swoje latte ale to nie była sobota jak każda inna. Zakochała się. Inni by się cieszyli,w końcu można było by to nazwać "miłością od pierwszego wejrzenia",ale nie ona.Gdy wyszła na prostą drogę prowadzącą do jej domu, miała głowę pełną myśli. Nie wiedziała co by mogło zastąpić ten obszerny temat w jej głowie czymś innym.
   -Hey!-wykrzyczała Clary.Minute po przywitaniu pożałowała tego.Nie wiedziała jaka jest godzina tym samym szybko wyciągnęła iphona z kieszenie i nacisnęła środkowy przycisk. Była ósma czterdzieści pięć,odłożyła tym samym swój pusty kubek po latte na małym stoliczku przy drzwiach. Przerażona zobaczyła schodzącą Anabeth ze schodów. Z ulga odetchnęła widząc ją w stroju codziennym.
-Hey...Co ty tak szybko wróciłaś...i nie biegałaś?-zapytała podchodząc do niej. Oparła się o tył fotela czekając na odpowiedzi.
-Nie...dzisiejsza sobota nie była normalną sobotą...-odparowała wymyślając odpowiedzi na kolejne możliwe pytania. Nie chciała Anabeth mówić co zaistniało. Było by to dla niej irytujące mówiąc o zakochaniu w chłopaku,którego pierwszy raz widziała na oczy..
-Co się stało,wyglądasz trochę blado...Zamknęli kafejkę?-zapytała podchodząc do nie ze zmartwioną miną.
-Ech...nie za bardzo chcę o tym gadać,jest to dla mnie wstydliwe...nie,nie zamknęli kafejki,stoi jak stała...tylko,że z innymi klientami...-zawahała się mówiąc te słowa,zdecydowała jednak,że powie Anabeth o całej zaistniałej sytuacji.
-To chyba dobrze,że nie zamykają...co chcesz przez to powiedzieć?Dziadka Geralfa nie ma?Lubiłam jego żarty na temat tutejszych kelnerek...może Pani Bonfray?Kochałam jej tarmoszenie za policzki,potem tak miło piekły...-opowiadała czasami z uśmiechem na twarzy,czasami jednak ze smutkiem.
-Nie...na szczęście...uspokajając Cię muszę Ci powiedzieć...Zakochałam się-odparowała uważnie oczekując reakcji Anabeth.
-Naprawdę...ty?Kto to?Jak się nazywa?Co się tam stało?-ze zdziwieniem i uśmiechem na twarzy zadawała pytanie po pytaniu.
-Nie wiem...nie znam też jego imienia...Musiała bym Ci opowiedzieć całą historię,a to zrobię dopiero za około pół godziny. Muszę wziąć porządny prysznic i się przebrać.-przytuliła Anabeth i poszła w kierunku łazienki.
-Och...muszę czekać aż pół godziny...no dobra,przynajmniej coś zjem-odpowiedziała powolnym ruchem kierując się ku lodówce.
   Anabeth zrobiła sobie kanapki z sałatą,serem i szynką po czym wzięła talerz i usiadła na sofę biorąc pierwszy gryz. Clary weszła po schodach do łazienki przewracając się prawie o Raphaela.Jej lekkość i zwinność pozwoliła jej nie zaliczyć upadku i nie naruszyć do tego kota.
   Pół godziny później Clary wyszła z łazienki mając na sobie swój ulubiony kremowy ręcznik.Weszła do pokoju i wyjęła z szafy luźny zestaw do siedzenia w domu. Wyszła na przedpokój i zobaczyła,że Anabeth ogląda telewizje dlatego bezszelestnie zamknęła drzwi w swoim pokoju i usiadła na łóżko biorąc do rąk komputer. Po kolejnych pół godziny Clary wyłączyła urządzenie i wyszła z pokoju kierując się ku miejscu przebywania Anabeth.
-Ooo!Nareszcie,myślałam,że się nie doczekam!-krzyknęła uśmiechając się od ucha do ucha.
-Tsaa,wiem,że długo ale musiałam się porządnie odświeżyć i uspokoić.Mogę zaczynać.-
Anabeth wyłączyła telewizor i szybkim ruchem ręki zaprosiła ją na kanapę.
Clary opowiedziała jej całą przygodę "z zapalniczką" i jej temu towarzyszące uczucia. Przyjaciółka zaaragowała ekscytacją i różnymi radami. Zadecydowały za namową Anabeth by Clary jutro poszła do kafejki by zobaczyć czy brunet tam jest i zaprzyjaźnić się z nim. Zdaniem współlokatorki Clary się zakochała i tą chwilę trzeba złapać. Ma dwadzieścia dwa lata i powinna mieć już chłopaka ,a także Anabeth skorzysta poznając nową osobę.
   Po ich długiej rozmowie zrobiły na obiad lazanie i przy okazji dały Raphaelowi kocią karmę. Nastał szybko wieczór tak jak i Clary była padnięta po ciężkim dniu. Anabeth jeszcze poszła na zakupy do pobliskiego supermarketu. Kiedy wróciła z pełną torbą jedzenia Clary już spała na kanapie w dużym pokoju. Współlokatorki miały na szczęście samochód przez co nie sprawiało im trudności pojechanie do supermarketu czy do pobliskiego miasteczka na zakupy. Anabeth wypakowała zakupy,przykryła Clary kocem i sama położyła się spać.
   Była ósma rano. Clary wstała czując się wyspana i poszła wziąć prysznic. W drodze do łazienki pomyślała jaką ma cudowną przyjaciółkę zdawając sobie sprawę z tego,że gdyby Anabeth by ją nie przykryła,zmarzła by.
   Po wyjściu z pod prysznica przebrała się w codzienny letni strój i powędrowała do kuchni. Widziała po wejściu,że pokój jest pusty. Raphael jak widać nie jest na tyle głodny, by wstać wcześniej, pomyślała. Wzięła z lodówki jogurt i po zjedzeniu usiadła na sofę zdając sobie sprawę z tego co dzisiaj ją czeka.






















wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział pierwszy : Niewinna zapalniczka

   Był ranek. W dzielnicy Clary i Anabeth nie było żywej duszy. Clary jest za to porannym ptaszkiem i codziennie rano chodziła biegać. Anabeth taka nie była. Wstawała przeciętnie o dziesiątej rano. Ich dzielnica była spokojna. Mieszkało tam dużo starszych ludzi i one były jedynymi dwudziestodwuletnimi kobietami.
 Była ósma rano. Clary wstała z łóżka zakładając na nogi swoje frotowe skarpetki. Zmierzała w stronę kuchni,zahaczając o pokój współlokatorki by zobaczyć czy śpi. Gdy stała w przejściu,zobaczyła kołdrę zaciągniętą za głowę i zrozumiała ,że nie ma cienia szansy na zobaczenie nie śpiącej Anabeth o takiej godzinie. Jedyną istotą ,która żyła w tym domu i spała dłużej od niej był jej mały,czarny,długo włosy pers.
-Cześć Raphael....-wyszeptała czując ocierający się grzbiet o jej nogę.
-Co ty tak szybko wstałeś?Głodny...?-nie czekając na odpowiedzi zeszła ze schodów i podeszła do lodówki. Kot z niecierpliwością pobiegł za nią siadając przy swojej misce i proszącym wzrokiem raz po raz spoglądał na nią.
-Co chcesz...?Tuńczyka czy wolisz sardynkę...?-zapytała Raphaela trzymając w prawej dłoni miseczkę z tuńczykiem ,a w lewej talerzyk z 3 sardynkami leżącymi obok siebie. Po mimo świadomości ,iż Raphael był kotem Clary jak i Anabeth od początku wiedziały ,że nie jest głupi. Podszedł do niej i "walnął" ją łapą w prawa nogę.
-Dobry wybór-powiedziała śmiejąc się pod nosem i nałożyła widelcem tuńczyka na specjalną miseczkę z napisem "CAT". Kot nie wybrzydzał i błyskawicznie zjadł swoje jedzenie oblizując się po nim. "Ty mój ty łakomczuchu" powiedziała w myślach patrząc na kota.
Po uszczęśliwieniu pupila sama zjadła jogurt i poszła do łazienki wziąć prysznic. W bieliźnie, błyszcząca od wtartego kremu nawilżającego, weszła do swojego pokoju. Ubrała swój standardowy,sportowy strój na niewysiłkowe bieganie. Letnie,sobotnie słońce zachęciło ją jeszcze bardziej by wyjść na dwór.
   Po wyrzuceniu śmieci poszła do miejscowej kafejki by zamówić latte i zapalić. Po wejściu i zamówieniu swojej kawy,usiadła na zewnątrz i zapaliła papierosa. Spodziewała się ,że będzie mniej osób lecz jej to nie przeszkadzało. Dwa stoliki dalej siedział brunet ,który pił kawę. Przykuł jej uwagę swoim młodym wyglądem jak na tą dzielnice. Na razie Clary i Anabeth były najmłodsze. Był mężczyzną o wyraźnych kościach policzkowych i dwudniowym zaroście. Jego fryzura była przeciętna jak na typowego anglika. Ubrany był w męskie krótkie spodenki i luźną koszulkę bez rękawów co ukazywało jego mięśnie.
   W pewnej chwili  wolnym krokiem szedł w jej stronę. Zdziwiona Clary zesztywniała.
-Hey...masz może zapalniczkę...?-powiedział męskim ,ochrypłym głosem stojąc na przeciwko Clary, która dostała gęsiej skórki. Był wysoki i z bliska można było dostrzec jego wiek. Miał około dwadzieścia pięć lat i bardzo wyraźne perfumy.
-Tak...proszę-powiedziała patrząc się w jego piękne ,niebieskie oczy i podała mu zapalniczkę,którą miała w kieszenie. Po jego spojrzeniu wiedziała,że to nie ostatnie słowo ,które do niej powie.

poniedziałek, 3 lutego 2014

Bohaterowie


  • Clary - piękna  brunetka  o dużych oczach i zmysłowych ustach. Jej włosy są krótkie ,a fryzura najprostsza jaka mogła być. Jej styl jest klasyczny i inspirował nie jedną osobę. Makijaż jest za to delikatny,bez przesytu.Wystarczył tuż do rzęs i błyszczyk by zachwycił jej współlokatorkę i nie tylko.
  • Anabeth - "czarno-włosa bogini ",tak o niej mówią. Ciemne oczy i długie,opadające na wyraźne kości policzkowe włosy to jej znak rozpoznawczy. Styl Anabeth jest wyzywający,rockowy i oryginalny jak i ona sama. Makijaż jest u niej mocną stroną. To nie dziewczyna u której wystarcza zwykła pomadka.Mocne kreski eyelinerem,a także różne kolory czerwieni i czerni na ustach to codzienność,jak i ćwieki na koszulka,a także dżinsy z wysokim stanem. Najlepsza przyjaciółka Clary jak i jej współlokatorka. 
Clary:                                                           

















Anabeth: